Po zapoznaniu się z serią DIMILY Estelle Maskame stałam się ogromną fanką jej warsztatu pisarskiego i z wielką niecierpliwością wyczekiwałam na moment, w którym w końcu będę mogła poznać kolejną książką z pod jej pióra. Trochę to trwało, ale w końcu udało mi się przeczytać najnowszą powieścią autorki, czyli Wróć, jeśli pamiętasz, ale czy całe to czekanie było warte zachodu?
Kiedyś Kenzie nie bała się przyjaźnić z bliźniakami Hunterów - z Dani spędzała każdą wolną chwilę,
(...)
a między nią a Jadenem powoli zaczynało coś iskrzyć. Jednak pewnego razu doszło do wypadku samochodowego, w którym zginęli rodzice jej przyjaciół. Od tego momentu dziewczyna zaczęła się od nich odsuwać i nit tak na prawdę nie wiedział dlaczego. W końcu Kenzie postanowiła ponownie dać sobie szansę z Hunterami, jednak czy przebywanie w towarzystwie nastolatków pogrążonych w żałobie po stracie rodziców będzie proste, jeśli samemu nie otrząsnęło się jeszcze z własnej tragedii?
Jak mówiłam, po pokochaniu serii DYMILY miałam względem tej książki pewne swoje oczekiwania. Przede wszystkim spodziewałam się świetnego romansu, chociaż po części przypominającego tego ze wspomnianej przeze mnie serii, oraz na prawdę interesującej i ciekawej historii, która wciągnie mnie do reszty i na długo nie pozwoli o sobie zapomnieć. Ale... no właśnie jest jakieś ale. Teraz, gdy jestem już po lekturze książki w pewnym sensie uważam, że czas, który spędziłam w jej towarzystwie to była dość duża strata. Pisząc te słowa mam wrażenie, jakbym w jakimś stopniu zdradzała autorkę, ale po prostu nie mogę się wyzbyć takiego przekonania. Powieść czytałam jakiś miesiąc - po części ma to związek z brakiem czasu, studiami i ogólną niechęcią w ostatnim czasie względem czytania, jednakże sama książka również ma tutaj duże znaczenie. Powiedziałabym po prostu, że fabuła, jaka została przedstawione przez autorkę była dla mnie po prostu nudna. Oczywiście poruszała ważny temat, bo w końcu nie każdy potrafi poradzić sobie z żałobą, jak i z osobami, które straciły kogoś bliskiego, ale chyba nie do końca w tym kierunku autorka powinna iść kreując swoją powieść. Chodzi mi o to, że było tego po prostu za dużo. Tak na prawdę oprócz tego, że Kenzie cały czas zmagała się z tym, że nie do końca wiedziała, jak ma zachowywać się w towarzystwie bliźniaków oraz powoli rozwijającego się uczucia głównej bohaterki do Jadena, tak na prawdę nic więcej się tam nie działo. Sam pomysł był według mnie na prawdę ciekawy, jednakże w książce zabrakło tych wątków pobocznych, które zabawiały by czytelnika w wolnych od głównego motywu chwilach. Mnie w każdym bądź razie miejscami bardzo to nudziło i powieść czytałam, bo czytałam, ale w myślach albo zastanawiałam się, co jeszcze danego dnia muszę zrobić, albo prosiłam, żeby książka się już skończyła - a tego zdecydowanie nie powinnam robić.
Jeśli chodzi o bohaterów - do Jadena nie mam praktycznie nic. Bardzo go polubiłam i chętnie czytało mi się rozdziały z jego udziałem. Tak samo z resztą było z Dani, Willem, czy Holdenem. W przypadku Kenzie jest niestety troszeczkę inaczej. Ogólnie powiem tak - nie była zła, jednak były takie momenty z jej udziałem, kiedy niemiłosiernie mnie denerwowała. Przede wszystkim bardzo mocno drażniło mnie podejście Kenzie do Hunterów i ich żałoby. Sam powód, który podała, mający wyjaśnić jej odsunięcie się od nich, w ogóle mnie nie przekonał i całkowicie się z nim nie zgadzam. Od samego początku spodziewałam się, że autorka wyjawi nam za chwilę na prawdę ważny sekret i że gdy go poznam powiem "O tak, Kenzie, faktycznie miałaś powód, żeby odsunąć się od przyjaciół z dnia na dzień. Sama pewnie postąpiłabym tak samo". Otrzymałam jednak coś kompletnie, moim zdaniem, błahego. Może ja po prostu jestem jakimś innych typem człowieka i wiem, że sama w ogóle bym się tak nie zachowała, dlatego wydaje mi się to niedorzeczne - nie wiem. Dalej jest również to, że dziewczyna wraz z ojcem cały czas udawała, że jej mama nie jest alkoholiczką, albo że nie nadużywa alkoholu. Rozumiem powód kobiety do picia, bo jednak po niespodziewanej stracie dziecka podczas porodu nie jedna kobieta by się załamała. Nie rozumiem jednak tego, że ani Kenzie nigdy nie powiedziała ojcu, że jej zdaniem mama przesadza z alkoholem, ani że jej tata nigdy nie poruszył tego tematu. Niby widzieli co się dzieje, ale zachowywali się tak, jakby żadnego problemu nie było. Sądzę, że akurat w tym przypadku autorka troszkę przesadziła. To dwa z najważniejszych powodów, dla których nie zapałałam do Kenzie zbyt wielkim uczuciem, ale tych przykładów jest jeszcze troszkę więcej.
Na pewno nie mogę przyczepić się do stylu pisarskiego Estelle Maskame. Jest dokładnie taki sam, jak go zapamiętałam. Bardzo pokochałam sposób, w jaki autorka pisze i byłoby dla mnie na prawdę wielką stratą, gdyby w tej książce postanowiła coś pozmieniać. Cieszę się, że chociaż tym przypadku nie zawiodłam się na Wróć, jeśli masz odwagę.
Przechodząc już więc do podsumowania - książka była przyjemna, ale nie na tyle, aby chociaż w jakim stopniu na dłużej zapaść mi w pamięci. Osobiście jestem nią bardziej rozczarowana niż zadowolona i nie ukrywam, że Estelle Maskame straciła przez to trochę w moich oczach. Wymyśliła ciekawą historię, jednak chyba nie całkiem do końca przemyślała, co jeszcze mogłoby się tam zdarzyć. Ja sama przez większość czasy nudziłam się poznając ją i na palcach jednej ręki mogłabym policzyć momenty, kiedy było inaczej.
Tym razem książki ani wam nie polecam, ani nie odradzam - ma kilka plusów, ale jednak również sporo minusów. Powiedziałabym, że warto się z nią zapoznać tylko i wyłącznie aby sprawdzić, jak w całkiem innej historii poradziła sobie autorka.
Ja mimo wszystko będę wyczekiwać innych powieści z pod pióra autorki, bo może jednak dalej nie będzie już tak bardzo źle.
Rozgrywająca się akcja tej powieści w środowisku młodych, wręcz nastoletnich bohaterów, porusza wiele problemów, a chyba najważniejszym jest strata kogoś bliskiego i to nie w wyniku naturalnej śmierci lecz na skutek nieszczęśliwego wypadku.
Tak tracą rodziców Jaden i Dani. Wydawałoby się, że to wydarzenie zgromadzi wokół nich przyjaciół, by wspomóc w bólu.
Nic mylnego – nawet najserdeczniejsi przyjaciele, nie wiedząc jak się zachować,
(...)
odwracają się od nich i pozostawiają rodzeństwo całkiem samych.
Jest też w powieści ukazana inna śmierć, z którą zmaga się bohaterka MacKenzie. Śmierć, a właściwie urodzenie martwego dziecka przez jej matkę, pociąga za sobą głęboką depresję matki i coraz częstsze uzależnienie od alkoholu.
Upływ czasu – wydawałoby się, że leczy przysłowiowe rany, ale w przypadku bohaterów tej powieści wcale tak nie jest.
MacKenzie usprawiedliwia swoje odsunięcie się od przyjaciółki Dani i swego chłopaka Jadena tym, że sama zmaga się ze swoimi „potworami” : alkoholizmem matki i ojcem udającym, że takiego problemu nie ma w rodzinie.
Dani opuszczona przez przyjaciół cierpi w samotności. Tylko Jaden „nosi wysoko głowę”, uśmiecha się i nie zwraca uwagę na szepczących kolegów. I on też jak gdyby „wstrząśnie” matką MacKenzie, która uświadomi sobie swój marazm i wróci „do życia”.
Jaden wie, że trzeba żyć od nowa, bo nikt mu nie zwróci rodziców, a tym samym wcale nie znaczy, że zapomniał o tragedii, która jak bumerang wraca, gdy po roku dowiaduje się, kto był przyczyną wypadku, pomimo innych ustaleń policji.
Wprowadzenie tego wątku niesie za sobą konieczność zadania pytania: czy przyjaźń upoważnia nas, by kryć wyrządzone zło, nawet gdy popełnia je serdeczny przyjaciel?
Czy należy przekazać tajemnicę, czyniąc to tylko z chęci zemsty i zazdrości?
Warto przeczytać tę książkę o borykających się i walczących z własnymi słabościami i kompleksami młodych ludzi.
Autorka sama jest bardzo młodą osobą i pewnie ową powieść kieruje do nastolatków. Ale uważam, że i dorosły czytelnik odnajdzie w niej wiele problemów nie tylko młodych, wchodzących w życie. Przecież i dorośli miewają trudne chwile, że chcieliby odwrócić wzrok, milczeć czy po prostu uciec od problemu.
Całość czyta się bardzo szybko i przyjemnie, choć nie jest to, moim zdaniem, tak dobra rzecz jak debiutancka trylogia tej autorki, ale na pewno czytając, nie spędzi się nudnego wieczoru, bo są momenty w fabule, które potrafią zaskoczyć. To taka powieść z „klimatem”.
Polecam nie tylko nastoletniemu czytelnikowi.
Kiedyś Kenzie nie bała się przyjaźnić z bliźniakami Hunterów - z Dani spędzała każdą wolną chwilę, (...) a między nią a Jadenem powoli zaczynało coś iskrzyć. Jednak pewnego razu doszło do wypadku samochodowego, w którym zginęli rodzice jej przyjaciół. Od tego momentu dziewczyna zaczęła się od nich odsuwać i nit tak na prawdę nie wiedział dlaczego. W końcu Kenzie postanowiła ponownie dać sobie szansę z Hunterami, jednak czy przebywanie w towarzystwie nastolatków pogrążonych w żałobie po stracie rodziców będzie proste, jeśli samemu nie otrząsnęło się jeszcze z własnej tragedii?
Jak mówiłam, po pokochaniu serii DYMILY miałam względem tej książki pewne swoje oczekiwania. Przede wszystkim spodziewałam się świetnego romansu, chociaż po części przypominającego tego ze wspomnianej przeze mnie serii, oraz na prawdę interesującej i ciekawej historii, która wciągnie mnie do reszty i na długo nie pozwoli o sobie zapomnieć. Ale... no właśnie jest jakieś ale. Teraz, gdy jestem już po lekturze książki w pewnym sensie uważam, że czas, który spędziłam w jej towarzystwie to była dość duża strata. Pisząc te słowa mam wrażenie, jakbym w jakimś stopniu zdradzała autorkę, ale po prostu nie mogę się wyzbyć takiego przekonania. Powieść czytałam jakiś miesiąc - po części ma to związek z brakiem czasu, studiami i ogólną niechęcią w ostatnim czasie względem czytania, jednakże sama książka również ma tutaj duże znaczenie. Powiedziałabym po prostu, że fabuła, jaka została przedstawione przez autorkę była dla mnie po prostu nudna. Oczywiście poruszała ważny temat, bo w końcu nie każdy potrafi poradzić sobie z żałobą, jak i z osobami, które straciły kogoś bliskiego, ale chyba nie do końca w tym kierunku autorka powinna iść kreując swoją powieść. Chodzi mi o to, że było tego po prostu za dużo. Tak na prawdę oprócz tego, że Kenzie cały czas zmagała się z tym, że nie do końca wiedziała, jak ma zachowywać się w towarzystwie bliźniaków oraz powoli rozwijającego się uczucia głównej bohaterki do Jadena, tak na prawdę nic więcej się tam nie działo. Sam pomysł był według mnie na prawdę ciekawy, jednakże w książce zabrakło tych wątków pobocznych, które zabawiały by czytelnika w wolnych od głównego motywu chwilach. Mnie w każdym bądź razie miejscami bardzo to nudziło i powieść czytałam, bo czytałam, ale w myślach albo zastanawiałam się, co jeszcze danego dnia muszę zrobić, albo prosiłam, żeby książka się już skończyła - a tego zdecydowanie nie powinnam robić.
Jeśli chodzi o bohaterów - do Jadena nie mam praktycznie nic. Bardzo go polubiłam i chętnie czytało mi się rozdziały z jego udziałem. Tak samo z resztą było z Dani, Willem, czy Holdenem. W przypadku Kenzie jest niestety troszeczkę inaczej. Ogólnie powiem tak - nie była zła, jednak były takie momenty z jej udziałem, kiedy niemiłosiernie mnie denerwowała. Przede wszystkim bardzo mocno drażniło mnie podejście Kenzie do Hunterów i ich żałoby. Sam powód, który podała, mający wyjaśnić jej odsunięcie się od nich, w ogóle mnie nie przekonał i całkowicie się z nim nie zgadzam. Od samego początku spodziewałam się, że autorka wyjawi nam za chwilę na prawdę ważny sekret i że gdy go poznam powiem "O tak, Kenzie, faktycznie miałaś powód, żeby odsunąć się od przyjaciół z dnia na dzień. Sama pewnie postąpiłabym tak samo". Otrzymałam jednak coś kompletnie, moim zdaniem, błahego. Może ja po prostu jestem jakimś innych typem człowieka i wiem, że sama w ogóle bym się tak nie zachowała, dlatego wydaje mi się to niedorzeczne - nie wiem. Dalej jest również to, że dziewczyna wraz z ojcem cały czas udawała, że jej mama nie jest alkoholiczką, albo że nie nadużywa alkoholu. Rozumiem powód kobiety do picia, bo jednak po niespodziewanej stracie dziecka podczas porodu nie jedna kobieta by się załamała. Nie rozumiem jednak tego, że ani Kenzie nigdy nie powiedziała ojcu, że jej zdaniem mama przesadza z alkoholem, ani że jej tata nigdy nie poruszył tego tematu. Niby widzieli co się dzieje, ale zachowywali się tak, jakby żadnego problemu nie było. Sądzę, że akurat w tym przypadku autorka troszkę przesadziła. To dwa z najważniejszych powodów, dla których nie zapałałam do Kenzie zbyt wielkim uczuciem, ale tych przykładów jest jeszcze troszkę więcej.
Na pewno nie mogę przyczepić się do stylu pisarskiego Estelle Maskame. Jest dokładnie taki sam, jak go zapamiętałam. Bardzo pokochałam sposób, w jaki autorka pisze i byłoby dla mnie na prawdę wielką stratą, gdyby w tej książce postanowiła coś pozmieniać. Cieszę się, że chociaż tym przypadku nie zawiodłam się na Wróć, jeśli masz odwagę.
Przechodząc już więc do podsumowania - książka była przyjemna, ale nie na tyle, aby chociaż w jakim stopniu na dłużej zapaść mi w pamięci. Osobiście jestem nią bardziej rozczarowana niż zadowolona i nie ukrywam, że Estelle Maskame straciła przez to trochę w moich oczach. Wymyśliła ciekawą historię, jednak chyba nie całkiem do końca przemyślała, co jeszcze mogłoby się tam zdarzyć. Ja sama przez większość czasy nudziłam się poznając ją i na palcach jednej ręki mogłabym policzyć momenty, kiedy było inaczej.
Tym razem książki ani wam nie polecam, ani nie odradzam - ma kilka plusów, ale jednak również sporo minusów. Powiedziałabym, że warto się z nią zapoznać tylko i wyłącznie aby sprawdzić, jak w całkiem innej historii poradziła sobie autorka.
Ja mimo wszystko będę wyczekiwać innych powieści z pod pióra autorki, bo może jednak dalej nie będzie już tak bardzo źle.
Tak tracą rodziców Jaden i Dani. Wydawałoby się, że to wydarzenie zgromadzi wokół nich przyjaciół, by wspomóc w bólu.
Nic mylnego – nawet najserdeczniejsi przyjaciele, nie wiedząc jak się zachować, (...) odwracają się od nich i pozostawiają rodzeństwo całkiem samych.
Jest też w powieści ukazana inna śmierć, z którą zmaga się bohaterka MacKenzie. Śmierć, a właściwie urodzenie martwego dziecka przez jej matkę, pociąga za sobą głęboką depresję matki i coraz częstsze uzależnienie od alkoholu.
Upływ czasu – wydawałoby się, że leczy przysłowiowe rany, ale w przypadku bohaterów tej powieści wcale tak nie jest.
MacKenzie usprawiedliwia swoje odsunięcie się od przyjaciółki Dani i swego chłopaka Jadena tym, że sama zmaga się ze swoimi „potworami” : alkoholizmem matki i ojcem udającym, że takiego problemu nie ma w rodzinie.
Dani opuszczona przez przyjaciół cierpi w samotności. Tylko Jaden „nosi wysoko głowę”, uśmiecha się i nie zwraca uwagę na szepczących kolegów. I on też jak gdyby „wstrząśnie” matką MacKenzie, która uświadomi sobie swój marazm i wróci „do życia”.
Jaden wie, że trzeba żyć od nowa, bo nikt mu nie zwróci rodziców, a tym samym wcale nie znaczy, że zapomniał o tragedii, która jak bumerang wraca, gdy po roku dowiaduje się, kto był przyczyną wypadku, pomimo innych ustaleń policji.
Wprowadzenie tego wątku niesie za sobą konieczność zadania pytania: czy przyjaźń upoważnia nas, by kryć wyrządzone zło, nawet gdy popełnia je serdeczny przyjaciel?
Czy należy przekazać tajemnicę, czyniąc to tylko z chęci zemsty i zazdrości?
Warto przeczytać tę książkę o borykających się i walczących z własnymi słabościami i kompleksami młodych ludzi.
Autorka sama jest bardzo młodą osobą i pewnie ową powieść kieruje do nastolatków. Ale uważam, że i dorosły czytelnik odnajdzie w niej wiele problemów nie tylko młodych, wchodzących w życie. Przecież i dorośli miewają trudne chwile, że chcieliby odwrócić wzrok, milczeć czy po prostu uciec od problemu.
Całość czyta się bardzo szybko i przyjemnie, choć nie jest to, moim zdaniem, tak dobra rzecz jak debiutancka trylogia tej autorki, ale na pewno czytając, nie spędzi się nudnego wieczoru, bo są momenty w fabule, które potrafią zaskoczyć. To taka powieść z „klimatem”.
Polecam nie tylko nastoletniemu czytelnikowi.