á
â
ă
ä
ç
č
ď
đ
é
ë
ě
í
î
ľ
ĺ
ň
ô
ő
ö
ŕ
ř
ş
š
ţ
ť
ů
ú
ű
ü
ý
ž
®
€
ß
Á
Â
Ă
Ä
Ç
Č
Ď
Đ
É
Ë
Ě
Í
Î
Ľ
Ĺ
Ň
Ô
Ő
Ö
Ŕ
Ř
Ş
Š
Ţ
Ť
Ů
Ú
Ű
Ü
Ý
Ž
©
§
µ
Spotkanie z tą powieścią porównać mogę do balu, na którym zjawiam się w nieodpowiednim obuwiu. Czytając tę książkę, czułam - wielokrotnie! - jak uwierają mnie, do bólu nawet, nowe, wspaniałe przecież, buty, czasami jednak, jakby porwana oszałamiającą muzyką i wirem walca, zapominałam o tym, że mam na nogach jakiekolwiek buty... i płynęłam w rytm słów zauroczona przedstawianą sytuacją i humorem, wręcz zamroczona gorzką ironią i prawdą - sarkastyczną - o ukazywanym świecie. Bo też historia Johna i Owena to nie tylko opowieść o wspaniałej przyjaźni, bezinteresownej, takiej, która wywiera wpływ na całe życie, ale także utwór obnażający wszelką małość i hipokryzję dwudziestowiecznego, a więc przyjąć można – także współczesnego świata.
Opowiadając nam historię swoich bohaterów, autor igra z czytelnikiem. Ukazuje świat jakby odwrócony. Wszystko jest inne niż się z pozoru wydaje. Ta odwrócona konwencja przedstawiania rzeczywistości pozwala autorowi na jej demaskowanie, na obnażanie tych jej przejawów, które nie spełniają swej funkcji i raczej przeszkadzają, niż pomagają w egzystencji. Zbliża się Boże Narodzenie. Należy uczcić ten świąteczny czas szkolnym przedstawieniem. Zgodnie z tradycją – czyli jak każdego roku - wystawione zostaną w kościele dla ludności z Gravesend żywe obrazy z udziałem dzieci. Wszystko w porządku? Jak najbardziej, przynajmniej do tej pory... Jednak w tym spektaklu rolę Jezuska będzie odgrywał Owen. I tu widzimy odejście od schematu naszych wyobrażeń. Pomysł, by jedenastolatek był w szkolnym przedstawieniu jasełkowym narodzonym właśnie małym Dzieciątkiem, jest co najmniej dziwaczny – a w powieści służy skrytykowaniu i kościoła, i rodziny, i małomiasteczkowej społeczności.
Autor posługuje się także symbolem, by scharakteryzować rzeczywistość, ocenić ją, nadać jej sens, uwiarygodnić. Piłeczka bejsbolowa, manekin, czerwona sukienka, posąg Marii Magdaleny... i wiele innych jeszcze przedmiotów (a także sytuacji, osób, ba - nawet zwierząt) urasta do rangi znaku mówiącego. Wielokrotnie pojawiający się motyw uciętych kończyn (bo nie tylko rąk czy łap) staje się w powieści znakiem okaleczonego pokolenia.
Bo „Modlitwa...” jest to jednak przede wszystkim powieść antywojenna. Akcja właściwa toczy się w latach 1953-1968, więc tuż po zakończeniu wojny w Korei oraz wtedy, gdy rozpoczyna się i eskaluje konflikt w Wietnamie. Fabuła książki wprawdzie do Wietnamu się nie przenosi, jednak wojna tam toczona znacząco wpływa na losy obu głównych bohaterów, którzy urastają do rangi przedstawicieli całego pokolenia... Inny jest wprawdzie ich stosunek do udziału w tej wojnie, jednak obaj są nią niejako naznaczeni.
Dużo miejsca w utworze poświęca autor rozważaniom o religii, kościele i wierze. Obnaża przy tym powierzchowność praktyk religijnych, krytykuje postawy zarówno wyznawców różnych kościołów, jak i ich duchowych przewodników. Jest to więc w pewnym sensie powieść demaskatorska; krytykuje kościół, rodzinę, szkołę, wojsko, państwo...
Postać Owena Meany'ego jest z pewnością pomysłem nietuzinkowym. Można oczywiście zastanawiać się nad różnymi aspektami jego życiorysu, osobowości, postrzegania świata. Nie ulega jednak wątpliwości, że Owen Meany do nas przemawia, że zmusza do przemyśleń... Jest to bohater wyrazisty, choć kontrowersyjny. Dla mnie jednak dużo ciekawszą postacią jest drugi bohater i narrator jednocześnie - John Wheelwright. Zdominowany przez Owena, ukryty gdzieś z tyłu za wydarzeniami, niby bezmyślnie przyglądający się zmieniającej się rzeczywistości, a jednak to on jest – według mnie - tą postacią bardziej tragiczną. Skazany na drugorzędną rolę „tylko Józefa” musi jednak żyć z całym balastem smutnych doświadczeń dzieciństwa bez matki i młodości naznaczonej obawą przed Wietnamem. W tym drugim planie czasowym, w roku 1987, widzimy go jako człowieka, który w zasadzie wiedzie ustabilizowany tryb życia, pracuje, odwiedza swych bliskich, ale którym jednak targają demony niepewności egzystencjalnej. Wiecznie ucieka... przed prawdziwym życiem. Najpierw do Kanady, a następnie w samotność. Nawet jego nowo odkryta wiara jest w pewnym sensie ucieczką, szukaniem porządku i logiki w otaczającym go świecie. Musi także poradzić sobie ze śmiercią Owena, wyjaśnić ją sobie. Modlitwa za przyjaciela jest próbą oswojenia tej śmierci, próbą pogodzenia się z własnym życiem, wreszcie kołem ratunkowym na niepewną przyszłość. Powieść rozpoczyna się zdaniem: „Do końca życia będę pamiętał chłopca o ochrypłym głosie – nie dlatego, że miał taki właśnie głos, ani dlatego, że był najmniejszy w klasie, ani nawet dlatego, że przyczynił się do śmierci mojej matki, ale z tego powodu, iż dzięki niemu wierzę w Boga.” Bezsens otaczającego świata może tłumaczyć tylko wiara..., w przeciwnym wypadku nie da się żyć. A kończy utwór autor słowami: „Boże! Błagam Cię, oddaj nam go! Nie ustanę w moich modlitwach.” Owen Meany staje się symbolem normalności, ładu i porządku świata. Przede wszystkim dla Johna Wheelwrighta.
Powieść Johna Irvinga to dziewięć rozdziałów rozważań będących próbą przeniknięcia tajemnicy ludzkiej egzystencji, to ponad sześćset stron dywagacji na temat fascynującego zagadnienia życia w niedoskonałym świecie. Może warto zagłębić się w te rozważania i dywagacje? I sformułować swoje wnioski? Ja w każdym razie muszę po prostu stwierdzić, że mimo iż mam bardzo obolałe stopy, bal był zdecydowanie udany!
Gabriela Kansik DKK Oleska Biblioteka Publiczna